Beata Baumgartner o tym jak powstała jej linia akcesoriów modowych
Beata Baumgartner jest założycielką firmy BAUMONDI z siedziba w Monachium/Niemcy od roku 2014. Beata, jako właścicielka i kreatywna głowa firmy znana jest z innowacyjnych pomysłów na produkty mody oraz wnętrz. Pod motto : „Stride in Style“ – „Podążaj ze stylem“ wprowadziła w świat butów rewolucyjne akcesoria do ich stylizacji.
Beata jest Polka żyjąca od 27 lat w Niemczech, kobieta o wielu fasetach, niezmiernie kreatywna i pełna pozytywnej energii. Kocha sport, poznawanie, ludzi i podróże.
Nigdy nie stoi w miejscu. Jej życiowe motto: „ Sukces to 3 litery: rob”.
Ewa Wiese: Cześć Beata
Beata Baumgartner: Cześć Ewa
EW: Dziękujemy za to, że zaprosiłaś nas do siebie i możemy zobaczyć Twój piękny ogród 🙂
BB: Witam serdecznie.
EW: Dzisiejszym naszym gościem jest Beata Baumgartner z firmy…
BB: Baumondi
EW: Będziemy chciały dzisiaj z Tobą rozmawiać na temat Twojego produktu, na temat Twojej biżuterii, ale zanim do tego tematu dojdziemy, chciałabym Ci zadać pare pytań.
Jak to się stało, że trafiłaś do Niemiec?
BB: Jak to się stało…
Stało się praktycznie jak to się mówi z życia wzięte, kiedy pracowałam u pewnego ogrodnika, niedaleko miejscowości, gdzie się wychowywałam. Miałam jak gdyby pierwszą styczność w ogóle z tematem Niemiec. Wtedy pamiętam wysyłaliśmy różnego rodzaju produkty, sortowaliśmy rożnego rodzaju produktu na eksport do Niemiec i temat Niemiec wtedy jako pierwszy się jakoś pojawił, zainteresował mnie, zachęcił. Wywiązały się takie czy inne kontakty. Odwiedziny jakiejś koleżanki, która już tutaj była, później propozycja pracy w regionie Monachium.
EW: Mając 20 lat opuszczasz dom przyjeżdżasz do Niemiec a w tym okresie tak samo przypuszczam jak i ja, uczyłaś się języka rosyjskiego w szkole.
BB: Tak
EW: Jak wyglądał Twój niemiecki w pierwszych dniach jak tutaj przyjechałeś?
BB: Mój niemiecki praktycznie nie wygląda w ogóle.
Dlatego, że chodząc do ogólniaka uczyłam się wszystkiego innego a nie języka niemieckiego.
Przyjechałam praktycznie ze znajomością dziesięciu – piętnastu słówek i byłam zrzucona na tak zwaną szeroką i głęboką wodę. Ale ponieważ bardzo lubię słuchać ludzi, lubię rozmawiać, jestem uważnym słuchaczem, stąd wsłuchiwałam się w każde jedno słowo, które wokół mnie było mówione i po prostu wchłaniałam ten język jak gąbka wodę i trwało to ok 3-4 miesięcy kiedy odważyłam się w ogóle zacząć mówić.
Nie chciałam robić czegoś, coś co było tak na pół dobre, więc przez kilka miesięcy nie tyle milczałam, ale mało mówiłam i dopiero kiedy wiedziałam że będę mogła złożyć zdanie w miarę sensowny sposób, zaczęłam cokolwiek mówić, ale nigdy nie byłam na żadnym kursie języka niemieckiego, dlatego że wolę uczyć się życia a nie uczyć się z książki.
EW: A jak wyglądała historia z pracą? Przecież przyjechałaś ze znajomością 10 słów, jak rozpoczęłaś w ogóle poszukiwania pracy, jak znalazłaś pierwszą pracę?
BB: Pierwszą pracę otrzymałam z polecenia, tutaj dokładnie w tej wiosce można tak nazwać, nazywam to czasem z humorem, w tej małej miejscowości koło Monachium. U rodziny która przeprowadzała się z jednego domu do drugiego. To małżeństwo to był dentysta Niemiec Steffen oraz Polka Gosia.
Dostałam zlecenie przez 10 dni pomóc w przeprowadzce, dostałam wtedy 100 marek na dzień i byłam zachwycona. Praca była ciężka, ale opłacalna. Po tej fazie dentysta jednak stwierdził:
“…aha dziewczyna ambitna, chce osiągnąć więcej, pracuje dokładnie, nie marudzi że jest zmęczona…” i zaproponował mi pracę u siebie w klinice dentystycznej, która tutaj była niedaleko od tego miejsca, w którym dzisiaj mieszkam. I jedną z niewielu wtedy czysto prywatną kliniką, bo też to był czas w Niemczech trzeba powiedzieć, gdzie tzw. na ubezpieczalnie praktyki dentystyczne, gabinety dentystyczne funkcjonowały. On założył wtedy jako jeden z 10 dentystów w Niemczech klinikę tylko i wyłącznie dla prywatnie ubezpieczonych pacjentów.
To pozwoliła mi wejść, przyjmując tą pracą u niego, bo zaproponował mi na asystentkę podjąć pracę u siebie w klinice, to pozwoliło mi wejść też w takie inne otoczenie ludzi, pozwoliło popatrzeć na ludzi, którzy osiągnęli wiele w życiu, którzy odnieśli sukces byli dobrze sytuowani, jak gdyby w tym momencie obrałam sobie taką ambitna poprzeczkę, do czego chce dążyć w życiu, bo nie ma nic ważniejszego jak mieć cel w tym co się robi.
EW: No to jest bardzo ciekawe, bo w tej chwili jeśli zrozumiemy drogę jaką przeszłaś z Polski, później praktyka dentystyczna… powiedz mi skąd się wziął pomysł na produkt, na tą biżuterię, bo to jest tak strasznie daleko od tego co robiłaś, że aż mi trudno połączyć te wszystkie punkty. Skąd się narodził pomysł na ten Twój produkt biżuterii do butów, bo jeszcze nie mówiłyśmy o ty?
Tak zrozumiałe jest to dla mnie że mówię o tym, że zaczęłam jako studentka AWFu, przyjechałam do Niemiec pracowałam dziale medycyny, a na dzień dzisiejszy prowadzę firmę z akcesoriami mody, jest to jednak bardzo duża rozpiętość wszystkiego. Stąd rozumiem konsternację, ale czasami przychodzimy na świat i ukrywają się w nas pewnego rodzaju zdolności talenty, które nie mają szansy wyjścia na powierzchnię w danym otoczeniu w danej sytuacji życiowej itd.
Sama kwestia kreatywności zawsze we mnie tkwiła. Analizowałam to szczerze mówiąc sama… jak to się stało że ja to wymyśliłam. Czasami mam takie momenty… jak to w ogóle się stało.
Ale wracając do wczesnych lat, kiedy byłam nastolatką, pamiętam że szyłam pierwsze sukienki, miałam sąsiadkę, która była krawcową, pokazała mi jak pisać szablony, jak rysować szablony jak kroić. Robiłam z chęcią na drutach, bardzo chętnie piekłam ciasta piekę do dzisiaj. Potrafię w okresie Świątecznym stać po trzy godziny w kuchni i piec ciasteczka na Boże Narodzenie, gdzie w sumie codziennie, to cierpliwość jest czymś czego czasem mi brakuje. A jednak mogę stać wiele, wiele godzin. Zatem taką linią łączącą tą rozpiętość życiową jest kreatywność, która w jakiś sposób zawsze we mnie tkwiła i w pewnym momencie wyszła na powierzchnię.
Pomysł w ogóle na pójście w kierunku tego produktu pojawił się w trakcie czynności, którą kocham to znaczyw trakcie sportu.
Od najmłodszych lat uprawiam sport, biegam. Bieganie jest dla mnie, tak mogę to nazwać aktywną formą medytacji. Być może profesjonaliści medytacji powiedzą, że to nie medytacja, ale dla mnie jest to coś takiego gdzie pozwalam nie tylko moim nogom biegać…, biec w kierunku gdzie mnie poniesie ale również myślom.
I w pewnym momencie przystanęłam nad Isarą, (Monachium leży nad rzeką Isar)
Przystanęłam żeby wykonać pewne ćwiczenia przy ławce i kiedy na moich nowych białych sneakerach usiadła biedronka, nogę postawiłam wysoko na ławkę itd
Jakiś tam stretching ćwiczenia, a tu nagle siada biedronka na moje buty i byłam tak zafascynowana tym momentem, że stwierdziłam, to jest coś szczególnego, mam nadzieję że ona zostanie na tym bucie, więc zamarłam praktycznie na moment, żeby ten czar nie zniknął, pomyślałam sobie byłoby fajnie móc przyczepić sobie na butach i mieć ją przy sobie.
Biedronka w naszym kraju ukochanym uważana jest też za zwierzę, które przynosi szczęście.
A ponieważ spirytualność mnie zawsze fascynowały i wierze czasami nawet w czarnego Kota co przebiega przez ulice nawet z lewa na prawo, bo to też się liczy.
Więc tutaj zwróciłam na to ogromną uwagę, wróciłam do domu i zaczęłam szukać coś takiego jako akcesoria na buty i stwierdziłam, nie ma czegoś takiego.
I w tym momencie powiedziałam skoro nie ma, to może warto stworzyć i być może innym ludziom też spodoba się taki pomysł np. noszenia nie tylko biedronki, ale także innych pięknych motywów, których jest mnóstwo na świecie i w świecie mody.
I tak praktycznie rozpoczęła się cała historia stworzenia firmy, od pomysłu na produkt poprzez pomysł na nazwę firmy, poprzez całą drogę od założenia firmy, kreowania produktu, produkcja wprowadzenie na rynek itd.
Od tego momentu biegu nad Isarą wszystko to się tak zaczęło.
EW: Bardzo też mnie ciekawi to, że wcześniejsza Twoja praca nie miała nic wspólnego z prowadzeniem działalności. Powiedz mi jak to się rozpoczęło, szukałaś sama informacji na ten temat, czy może ktoś ci pomógł na początku wprowadzeniu tych pierwszych kroków w swojej działalności? Bardzo też mnie ciekawi to, że wcześniejsza twoja praca nie miała nic wspólnego z prowadzeniem działalności?
BB: Jak to się rozpoczęło, to było podobnie tak jak opowiadałam, że przyjechałam do kraju nieprzygotowana, bez znajomości języka i po prostu zaczęłam.
I taka jest troszeczkę moja natura nie zawsze wychodzi mi to na korzyść, ale taka jestem i po prostu tego nie zmienię, zaczęłam to robić. To co osiągnęłam było kwestią rozwoju w trakcie popełnienia błędów, ale i robienia rzeczy dobrze. To była zawsze mieszanka nauki na błędach. Pójścia dalej, ogromnej samomotywacji. Największym, uważam takim wyzwaniem jest, jeśli zakłada się samemu firmę. Jesteś na początku, nie masz wielkich kapitałów na zatrudnienie ludzi, ekspertów.
Sam fakt samomotywacji codziennie, samodyscypliny, motywacji, wracam do biurka jestem sama, ale mimo to wracam, wracam, wracam i robię to codziennie, i codziennie podążam krok dalej.
Praktycznie metodą nauki i rozmowy z ludźmi bardziej doświadczonymi, obserwacji nauczyłam się wielu rzeczy, które dziś potrafię.
EW: Czyli właściwie w całym Twoim życiu domeną jest: rozpocznij gdzie jesteś z tym co masz i idź kroczek po kroczku codziennie, ale idź.
BB: Tak, tak tzn…
Nie każdy tak potrafi…
Znam ludzi, którzy najpierw studiują, uczą się, czerpią ogromną ilość informacji zanim coś zaczną, a ja po prostu jestem kimś, kto wskakuje do tej wody i zaczyna pływać.
Uczy się dopiero w trakcie.
Czy to jest dobre czy złe, trudno mi jest powiedzie. To wydaje mi się, każdy musi do siebie dostosować do swojej sytuacji życiowej, odpowiedzialności. Zwłaszcza jaką ponosi za swoje czyny rozwijając firmę i wkładając w to też i jakieś finanse.
EW: Wydaje mi się, że to chyba nie każdy może wystartować w ten sposób, bo niektórzy mają np. rodziny dzieci…
BB: Tak
EW: …jeżeli ktoś jest jedynym żywicielem i by tak rozpoczął małymi kroczkami bez
BB: absolutnie tak
EW: …to jadnak nie byłoby to chyba możliwe.
BB: Tak, tak jak najbardziej.
Ja na szczęście byłam w tej dobrej sytuacji, że nie musiałam od pierwszego dnia kupić chleb i wodę za sprzedaną broszkę tylko miałam wsparcie w tej kwestii.
Ale mimo to nigdy w swoim życiu nie zapomniałam, skąd pochodzę, nie zapomniałam jak wygląda życie kiedy liczy się pieniądze i i wypłatę od początku miesiąca do końca miesiąca i nigdy nie byłam przez to też osobą rozrzutną tylko bardzo skrupulatną, i dokładną w liczeniu.
Ale jak najbardziej jest to łatwiejszy sposób, aniżeli kiedy musisz zaczerpnąć ogromny kredyt, tłumaczyć się przed bankiem, czy masz inwestorów. Np. czy naprawdę od pierwszego sprzedanego produktu musisz kupić chleb i wodę. Za to tak także tu jestem wdzięczna za los.
EW: Może wróćmy jeszcze raz do Twojej biedronki, mamy nawet ją tu przed sobą, gdybyś mogła zaprezentować do kamery.
To było pierwsza wyprodukowana broszka. Jaki był pomysł na to, od pierwszego momentu myślałaś, że dobrze, rozpocznę od jednej broszki i zobaczymy jak to będzie? Czy miałaś już jakiś pomysł, mniej więcej w jakim kierunku iść z tymi broszkami?
BB: Pierwszym takim troszeczkę problemem, na który musiałam znaleźć rozwiązanie, było w ogóle rozwiązanie techniczne. Jak przymocować to do buta, jak zrobić, żeby to się w ogóle trzymało, bo zawsze jak to wcześniej opowiadałam była to kwestia próby, co wyjdzie, co nie wyjdzie, co ma sens, a co nie ma sensu. A też i za jaką kwotę… bo można też różnego rodzaju patenty wymyślać, ale na końcu musi to się jakoś finansować, opłacać.
Rozpoczęłam od małej kolekcji siedmiu sztuk.
To była robiona kolekcja czysto ze srebrną powierzchnią, posrebrzaną powierzchnią, w firmie Włoszech w Toskanii, która specjalizuje się w produkcji takiego typu produktów. Firma, która w trzeciej generacji robiła klamry do pasków itd, stad tutaj mogłam skorzystać z ich wiedzy i doświadczenia.
Także zaczęło się to od siedmiu podstawowych modeli. Najpierw z tymi modelami pracowałam, później pod koniec 2018 początek 2019 rozwinęłam kolekcję o Sneakerbug, który był…
Nie nazwaliśmy do tej pory, więc to się nazywa Sneakerbug (od Clou Talk: BB wskazuje na broszkę – Biedronkę), które miały powierzchnię kolorową, złotą. Były obsadzane szlachetnymi kamykami swarowskiego. W ten sposób rosło to, czyli nie od razu wrzuciłam na rynek 15 modeli tylko potrzebowało to czasu żeby dojrzeć.
EW: Jak znalazłaś osobę, która chciała wyprodukować takie rzeczy? …bo jednak są to nietuzinkowe rzeczy i niespotykane.
BB: Tak, bardzo dobre pytanie. Bo idzie to w kierunku właśnie faktów i co zrobić, żeby coś osiągnąć. W tym przypadku znaleźć producenta produktu, który byłby moją wyobraźnia najpierw.
Zwróciłam się w pierwszej linii do izby handlowej we Włoszech, do niemieckiej izby handlowej we Włoszech i powiedziałam, przedstawiłam projekt i przedstawiłam jakiego rodzaju, w jakiej branży w ogóle producentów szukam.
To byli producenci gadżetów ze skóry, dlatego że na samym początku zrobiłam jeszcze kolekcje torebek, pasujących akcesoriów na kozaki, z ogromną broszką.
Ta kolekcja została już wyprzedana, była to jednorazowa kolekcja, której nie powtórzyłam, bo jak to się mówi, wtedy kiedy jest najlepiej, trzeba przestać czy zaprzestać, żeby zachować ten wow efekt, także i to był bardzo fajny projekt.
Izba handlowa poleciła mi wtedy właśnie tych wykonawców, do takich metalicznych produktów oraz do skóry.
Pamiętam jak dziś, kiedy pojechałam na pierwsze takie duże spotkanie i przy owalnym stole siedziało 12 właścicieli firm produkcyjnych z regionu Toskanii oraz ja z pomysłem.
I do tego jeszcze musiałam mówić w języku angielskim, którym w tym czasie nie władałam tak swobodnie może jak dziś. Nadal nie jestem perfekt ale jakoś sobie radzę, wtedy byłam na całkowicie innym poziomie, więc moim zadaniem było wzbudzić zaufanie, wzbudzić zaufanie do mnie jako do osoby po pierwsze, a po drugie zainteresować moim pomysłem.
Na pewno jest wielu jest ludzi z pomysłami, którzy przychodzą, zajmują czas, wymyślają a później znikają.
Wiec chciałam przekazać to naprawdę od serca, to że chcę stworzyć coś czego jeszcze nie ma.
I po tym spotkaniu, które przebiegło bardzo dobrze, dostałam bezpośrednio zaproszenia do ich przedsiębiorstw, zakładów.
Pokazali mi jak pracują, pokazali mi pracowników w trakcie pracy, co było dla mnie wspaniałym efektem i potwierdziło moje przekonanie i wole do tego, że chce produkować po pierwsze w Europie we Włoszech, a po drugie w małych firmach, gdzie jest ta bliskość człowieka do człowieka, bliskość do rzemieślnictwa. To było dla mnie w tym momencie też ważne, bo takie miałam założenia, że chciałabym, żeby to była firma gdzie wartości ludzkie odgrywają jeszcze ogromną rolę, a nie jest masówka wykonywana przez robotów, maszyny.
EW: Właśnie…, z tego co czytałam Baumondi ma swoją filozofię.
BB: Tak…, borykałam się, nie tyle borykałam się, ale było to jak gdyby takie chodzenie troszeczkę jakby nad przepaścią. Połączyć swoją ideologię, z tym co jest możliwe w sensie prowadzenie firmy, w sensie inwestowania, w sensie rozwoju.
Bo to są dosyć duże rozpiętości. Kiedy byłabym osobą tylko skoncentrowaną na to, żeby na już wielką kasę robić, to pojechałabym do Shenzhen czy gdzieś indziej do Chin i byłoby to o wieje szybciej, więcej taniej…, ale nie o to mi chodziło.
Wybrałam jednak tą troszeczkę trudniejszą drogę współpracy. Współpracy z firmami, które są po prostu droższe w produkcji, bo ich życie też jest droższe. Z czegoś ci ludzie muszę żyć.
Moja koncepcja, taka filozofia jest właśnie produkcja w europie. Wspierać firmy, które są blisko nas, wspierać te firmy, zlecając im produkcje a nie iść w ogromne nieznane obszary.
Stąd bardzo sobie cenię to, kiedy pojadę do moich producentów, czy kooperujących ze mną firm i znamy się.Zapytam się, jak było na urlopie, jak dzieci, jak ojciec itd.
Także wartości są dla mnie ogromnie ważne w mojej pracy.
No odbija się to w jakiś sposób oczywiście też w cenie produktu, nie są to produkty tanie, zdaję sobie z tego sprawę, z tym że ważne jest dla mnie, żeby ta wartość…, wartości takie życiowe jakie włożyłam… moje intencje…, to też znalazło i wzbudziło zaufanie w potencjalnych klientach.
Żeby wiedzieli że otrzymują tą jakość, gdzie włożone jest serce i sprawiedliwe traktowanie drugiej strony, ludzi którzy to wykonują czasami w niewygodnych warunkach produkcyjnych np. kurz czy, kleje kiedy pracują ze skórą. Za to wszystko trzeba jakoś moim zdaniem gratyfikować tych ludzi
Dziekuje za polecenie!